Dziś prezentujemy wiersze naszej uczennicy Aleksandry Urbaniak. Może zatrzymacie się na chwilę i wejdziecie w świat poezji Waszej koleżanki...
Chmury
Chciałabym
dryfować na chmurze
Złotem
przyprószonej
I patrzeć z góry
na świat
Na ludzi maleńkich
jak mrówki
Chciałabym
odpłynąć na białej chmurze
Gnanej wichrem w
nieznane
I pofrunąć ku
przyszłości
Na skrzydłach
przygody
Chciałabym być
rudawą chmurą
Budzącą się w
blasku świtu
I codziennie
przecierać oczy
I dziwić się
światu
Chciałabym być
burzową chmurą
Wykutą w ołowiu
I biec po
elektrycznym niebie
Jak biegnie się
przez życie
Chciałabym położyć
się na różowej chmurze
I marzyć wbrew
światu
I śnić wbrew
rzeczywistości
I trwać wbrew
wszystkiemu
Człowieku XXI wieku
Człowieku XXI
wieku
Wyłącz telefon
komórkowy
Przestań gnać
przed siebie
Uciekając przed
własnymi lękami
Człowieku XXI
wieku
Zatrzymaj się choć
na chwilę
By zamieszkać w
ogrodach wyobraźni
Podaj dłoń wrogowi
na zgodę
Przebacz ot tak po
prostu
Człowieku XXI
wieku
Przyjmij
szkarłatną różę miłości
Spij jej nektar
niczym koliber
Uroń łzę idąc po
cierniach życia
List do życia
Życie moje,
Nauczyłeś mnie grać do perfekcji własną rolę
I sprzedawać na pęczki sztuczne uśmiechy.
Nauczyłeś mnie skakać z radości
I pisać komedie krwią
Wypływającą z serca złamanego na pół.
Nauczyłeś mnie mówić piękne słowa
I patrzeć z wrogością w oczy.
Życie moje,
Nauczyłeś mnie cynizmu
By zminimalizować moje cierpienia.
Dzięki ci,
Życie
Za ten akt łaski.
Magiczna miłość
Tyś
dla mnie słodyczą i upojeniem
Każda
chwila bez ciebie cierpieniem
Magiczna
miłość wiąże nas oboje
Splata
serca, splata dłonie
Kiedy
noc spowije świat szatą lazurową
W
twych oczach znów stanę się królową
I
choć nie przybędziesz na białym rumaku
Jesteś
dla mnie prawdziwym księciem z bajki
O czymś trzeba rozmawiać
O czymś trzeba rozmawiać.
O czym?
O wszystkim i o niczym
O bzdurach i rzeczach ważnych
O pieniądzach i kryzysie gospodarczym
O psie z kulawą nogą
O bezdomnym koło sklepu za rogiem
O katastrofie lotniczej
O pożarze, w którym zginęło dwoje dzieci
O czymś trzeba rozmawiać.
Wczoraj kogoś przejechał autobus
Dzisiaj ktoś wypadł z siódmego piętra
Jutro ktoś przyłoży sobie pistolet do skroni
O czymś trzeba rozmawiać.
Tylko dlaczego nikt nie mówi o szczęściu?
Przecież cudze nieszczęście i tak nikogo nie obchodzi.
Ktoś zginął? Cóż, śmierć spotka każdego.
Można pokiwać głową, uronić symboliczną łzę
I szukać nowej sensacji
By zgubić własne problemy.
*** [Wszystko przemija]
Wszystko przemija
Nic nie trwa wiecznie
Na tym ziemskim padole
Każda sekunda
Odchodzi w przeszłość
By spocząć w omszałej
Trumnie ludzkiej pamięci
Człowiek rodzi się
By przebiec przez życie
I umrzeć w blasku świecy
Człowiek umiera
By żyć w rumowiskach
Wspomnień ziemskiego żywota
***[Zaginęły]
Zaginęły
Listy miłosne
Pisane w blasku świec
Zaginęły
Bukiety róż
Szkarłatnych jak krew
Zaginęły
Wyznania
Przysięgi
Składane o północy
Drżącym głosem
Zaginęły noce bezsenne
Księżycowe
Zaginęły
Nektar i ambrozja
Zepsuła się winda
Którą zakochani podróżowali
Do nieba
Miłość
O szklanych oczach
Odeszła
Z krwawiącym sercem
Przebitym sztyletem czasu
Któż by miał dziś
Czas na miłość?
Przecież są ważniejsze
Sprawy:
Biznes praca pieniądze
Studia obowiązki sukcesy
Przecież miłość może poczekać…
***[Umarłam]
Umarłam
Zgubiłam drogę do samej siebie
Przytłoczona złem świata
Zapomniałam co znaczy żyć
Myślałam że żyć to oddychać
I wyrywać kartki z pożółkłego kalendarza
Umarłam
Zgubiłam drogę do samej siebie
Przytłoczona złem świata
Zapomniałam co znaczy kochać
Myślałam że miłość to giełda uczuć
Które można sprzedać kiedy się wypalą
Lecz kiedyś się odrodzę
Odnajdę drogę do samej siebie
I pójdę z tobą ukochany
Srebrzystą aleją jaworowych drzew
Niosących światu smutną melodię
Teatr cieni
Moja dusza jest jak liść miotany lodowatym wichrem
Drżący, niepewny swego losu…
Codziennie stąpam po trupach własnych marzeń
I codziennie odkrywam nowe, straszne miejsca
Ziejące martwą samotnością
Przyglądam się swoim ruinom
Z ironicznym uśmiechem
I wciąż stawiam kroki ku przyszłości kryjącej się
Za czarną kurtyną
Liść miotany wiatrem opadł
I zatonął w błotnistej kałuży
Może już czas posprzątać w teatrze cieni
I wyrzucić mnie ze sceny?
Prośby
Wietrze
Zagraj mi na harfie
Smutną piosnkę
O miłości
I o śmierci
Deszczu
Bębnij palcami
O zamglone szyby
Szklanej melancholii
Śniegu
Posyp smutek
Wiórkami losu
I pozwól mi dryfować
Po życia oceanie
Mroku
Otul me nagie ramiona
Etolą liliowych nadziei
Spraw
By wczoraj dziś i jutro
Stały się tylko szklanym złudzeniem
Okno
Wyglądam przez okno z widokiem
Na niebo
Szukam wzrokiem Twojej twarzy
Bezskutecznie
Widok przesłaniają mi
Szare chmury wiszące nad moją
Głową
Szkło
Lubię szkło
Bo jest bezbarwne i kruche
Jak życie
Lubię szkło
Bo z lubością zadaje ból
Jak ludzie
Których spotykam
Lubię szkło
Bo niczego nie udaje
Nigdy nie zakłada maski fałszu
Zawsze pozostaje szkłem
Lubię szkło
Bo jest przejrzyste
Jak słone łzy
Kapiące do morza samotności
Lubię szkło
Bo jestem szklaną kukłą
Rzuconą w otchłań
Kukłą którą kiedyś czas
Rozbije w drobny mak
Czekam
Czekam cierpliwie na Twoją miłość
Chcę wąchać białe lilie
Nocą gwiaździstą
Pragnę patrzeć w Twe oczy
Piwne z promykami słońca
Czekam cierpliwie na Twoją miłość
Chcę marzyć o Tobie
Pod firmamentem księżycowym
I chwycić czas za rękę
By nigdy nie prześcignął marzeń
Czekam cierpliwie na Twoją miłość
Lecz nie chcę już dłużej trwać w bezradnej
Tęsknocie
Pragnę złożyć na Twych ustach
Pocałunek złotego szczęścia
Złudzenia utracone
Marzenia utracone
W szarym obłoku rzeczywistości
Powiewają nade mną
Jak zwycięska flaga chaosu
Garstka wspomnień
Ot – bezkształtny pył
Wypala dziurę w mym sercu
Płaczącym ognistymi łzami
Nadzieje utracone
Utracone – a więc nigdy nie powrócą
Odeszły w korowodzie milczenia
Niczym kondukt żałobny
Odfrunęły na skrzydłach niewiary
Pozostawiły w duszy gorejącą ranę
Która broczy krwią
Ilekroć oglądam się za siebie
Ulice pamięci
Odgłosy głuchych kroków
Na martwych ulicach
Owianych woalem niepamięci
Puste lata zasnute
Pajęczyną półprawd i małych kłamstw
Stukot obcasów o szarość
Dnia powszedniego
Znajome twarze
Rozmyte przez szybkonogi czas
Ich zacierające się rysy
W miarę upływu lat
Szarych jak bruk uliczny
Latem czyjś śpiew słodki jak miłość
Jesienią samotność w noc czarną jak strach
To są ulice pamięci
Wydarte sercu przez zapomnienie
Miłość
Przyszła znienacka
W upalną noc czerwcową
Spojrzała mi w oczy
Potem w serce wylęknione
I wnet zagrała na strunach duszy
Targanej rozkoszą i cierpieniem
Zabawiła u mnie krótką chwilę
Może wieczność całą
A potem pomknęła
W ramiona obojętności
Chłodnej jak lody Arktyki
Uciekła bez pożegnania
Nie zostawiła ni listu ni łzy
Ni żadnej wskazówki
Jak dalej żyć
Uciekła cicho niczym cień
Nie obejrzawszy się za siebie
Do dziś z okrutnym wdziękiem
Unika mego wzroku